Anne szła szybkim krokiem po schodach. Była wściekła! Wiedziała, że Harry na pewno nie będzie przesadnie miły, ale żeby tak potraktować dziewczynę, która mu nic nie zrobiła? Nie rozumiała zachowania swojego syna… a może nie chciała zrozumieć?
Nacisnęła na klamkę i gwałtownie otworzyła drzwi.
Szatyn siedział na swoim łóżku z laptopem na kolanach. Nawet nie zwrócił najmniejszej uwagi na stojącą w progu matkę.
-Możesz mi wytłumaczyć, co miało znaczyć twoje zachowanie? – warknęła kobieta.
-Jakie zachowanie? – Hazza udawał zdziwionego, co dość dobrze mu wychodziło. Gdyby Anne nie widziałaby wcześniej na oczy całej sytuacji, pewnie by mu uwierzyła.
-Dobrze wiesz, jakiej. – odpowiedziała szorstko.
Loczek wywrócił teatralnie oczami.
-No nawet jeśli wiem, to co? Zabijesz mnie za to, że nie byłem przesadnie miły dla tej całej Ivy? – mruknął Styles.
Nie wiedział, o co chodzi matce. Przecież to ona chciała, żeby dziewczyna tu przychodziła, nie on. Więc o co te pretensje?
-Nie musiałeś być przesadnie miły. Wystarczyłoby, że odzywałbyś się do niej normalnie. – powiedziała kobieta.
Szatyn prychnął głośno.
Anne zacisnęła szczękę, powstrzymując się, żeby nie wybuchnąć, jednak już po chwili westchnęła.
-Harry, tak nie można. – zaczęła, tym razem spokojniej. – Ivy nie zrobiła ci nic złego, a potraktowałeś ją, jakby tak było. – chłopak nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Wpatrywał się tylko z zaciekaniem w monitor komputera. Kobieta postanowiła spróbować od innej strony. – Jeżeli choć nie spróbujesz być miły dla Ivy, możesz zapomnieć o tym, że dołączysz do chłopaków po wakacjach.
Harry z początku nic nie powiedział.
Miałby tu zostać z nią? Absolutnie nie!
Zamknął laptopa i spojrzał na Anne.
-Dobra, jak na razie, podkreślam na razie, mogę się z nią przywitać. – mruknął. – Zadowolona?
Kobieta ledwie dostrzegalnie kiwnęła głową.
Maska, która teraz przybrała, miała zakryć smutek. Jednak nie była pewna, czy skutecznie.
Ivy stała cały czas w tym samym miejscu. Nie było to jej mieszkanie, więc nie mogła się po nim swobodnie poruszać. Jednak miała teraz możliwość, by się lepiej rozejrzeć.
Wewnątrz dom był jeszcze ładniejszy niż na zewnątrz. Znajdowała się w ogromniej i jasnej przestrzeni. Parter składał się z salonu, kuchni praz ogromnej jadalni. Wychodząca na wschód ściana naprzeciw wyjścia, była jednym wielkim oknem, za którym ciągnął się idealnie przystrzyżony trawnik. Po przeciwległej stronie ogrodu znajdowały się drewniane schody.
Dziewczyna zastanawiała się, czy ktokolwiek mógłby czuć się tutaj nieszczęśliwy.
W pewnym momencie usłyszała trzask zamykanych drzwi, a następnie kroki dwóch osób. Już po chwili Loczek szedł do niej, powłócząc nogami. Gdy znalazł się naprzeciwko szatynki, wykrzywił usta w sztucznym uśmiechu.
-Cześć, ty pewnie jesteś Ivy. – powiedział monotonnie, jednak nie było w tym złości. – Ja jestem Harry, ale to już chyba wiesz… bynajmniej powinnaś… Chciałbym ci powiedzieć, że jestem bardzo… szczęśliwy, że zgodziłaś się tu przyjechać. – mruknął. – Woohoo, rzygam tęczą. – po ostatnim wypowiedzianym słowie, spojrzał na szatynkę wyczekująco.
Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Na szczęście wyręczyła ją Anne.
-To może… idźcie na górę? – zaproponowała.
Loczek odwrócił się napięcie i zaczął wspinać się po schodach.
-Chodź. – mruknął w połowie drogi.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie.
Idąc na górę, Ivy biła się ze swoimi myślami. Jak John i Anne mogli w ogóle przypuszczać, że się uda? Harry był typem osoby, które szatynka zwykle omijała szerokim łukiem. I pewnie wzajemnie. Widać to było z tego, jak ją potraktował. Jak jakiegoś śmiecia, który nic nie znaczy…
„Jeden dzień. Daj mu jeden dzień” – mówiła sobie w duchu i próbowała się jakoś pozytywnie nastawić. Jednak nic z tego. Dziewczyna zwykle oceniała ludzi po pierwszym wrażeniu, co sprawiało, że Styles wymiękał na przedbiegach.
Loczek nadusił na klamkę i wszedł do pokoju. Gdyby Ivy nie chwyciła drzwi w ostatniej sekundzie, pewnie by się z nimi zderzyła.
„Spokojnie” – powtarzała sobie.
Harry usiadł na krześle przy biurku i spojrzał na dziewczynę wyczekująco.
-Będziesz tak stała? – uniósł jedną brew. – Siadaj. – polecił. – Żeby później nie było na mnie, że masz coś z nogą. – warknął.
Widział, że na twarzy szatynki pojawiło się zmieszanie, ale jakoś się tym nie przejmował. Bo po co miałby zawracać sobie głowę tak nieistotnymi faktami?
Dziewczyna usiadła.
Czuła, że żołądek podchodzi jej do gardła. Denerwowała się i to cholernie, a chamskie zachowanie Stylesa ani trochę nie ułatwiało jej ani trochę zadania.
Nie wiedziała jak zacząć rozmowę. Jasne, została dokładnie poinstruowana, co zrobić. – spróbować go zmienić. Ale jak? Nie było po nim nawet widać, że mu zależy. A przecież powinno. Z jego punktu widzenia im szybciej zaczną, ty szybciej skończą, a więc będzie mógł pojechać w trasę. Ona też by miała wolne. Te wakacje miała spędzić w Londynie, bez niego. Jasne, będzie potem mogła się chwalić koleżanką, ze rozmawiała z tym słynnym Harrym Stylesem. Ale co z tego? Dla Ivy nie miało to najmniejszego znaczenia.
-To… - zaczęła, ale chłopak jej przerwał.
-Mógłbym teraz imprezować z gwiazdami w Hiszpanii. – warknął, nawet na nią nie spoglądając.
Szatynka nie wiedziała, co odpowiedzieć. Jednak już po chwili się otrząsnęła. Chciała mu wykrzyczeć w twarz wszystko, co o nim myśli. Jednak postanowiła, że załatwi to na tyle spokojnie, na ile się dało.
-Słuchaj, mnie też się nie paliło, żeby tu przychodzić. Zrobiłam to dla Johna, któremu na tym zależało, bo nie chciał patrzeć na to, że twoja matka cierpi. – syknęła. Wiedziała, ze zbiła go tym z pantałyku, bo pewnie się tego nie spodziewał, co dawało jej przewagę. – Więc może ty też zrób dla odmiany coś miłego.
Loczek patrzył na Ivy z rządzą mordu w oczach, jednak wytrzymała to spojrzenie. Nie chciała pokazać, ze jest słaba, pomimo tego, że właśnie taka się czuła.
-Taa, a niby skąd to wiesz? Że „cierpi”? – zrobił cudzysłów w powietrzu.
-John mi powiedział… a poza tym każda matka by cierpiała, gdyby jej dziecko tak się do niej odzywało. – mruknęła.
Chłopak prychnął głośno.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech.
„Tylko spokojnie” – mówiła sobie w duchu.
-Dlaczego ty jej tak nienawidzisz? – zapytała cicho. – zrobiła ci coś?
Albo jej się wydawało, albo szczęka szatyna się zacisnęła.
-Właśnie po to tu jesteś, tak? – warknął. – żeby wypytywać mnie o te wszystkie bezsensowne rzeczy.
-Nie są bezsensowne. – powiedziała Ivy. Miała nadzieję, że gdy dowie się chodź tej jednej rzeczy, ułatwi jej to zadanie.
-Jak chcesz. – mrukną Styles i chwycił do ręki leżący na biurku telefon.
Dziewczyna zaczęła rozglądać się po pokoju, szukając jakiejś rzeczy o której mogliby porozmawiać. Tamten temat postanowiła zostawić w spokoju i poruszyć go kiedy indziej.
Wzrok Ivy na dłużej zatrzymał się na ramce stojącej na półce. Wstała i podeszła bliżej, by lepiej przyjrzeć się fotografii. Zdjęcie przedstawiało piątkę chłopaków, stojących obok siebie i robiących głupie miny. Szatynka momentalnie dostrzegła Harrego. Był szczęśliwy. Nie to co dziś, kiedy na jego twarzy widniała złość. Już na pierwszy rzut oka było widać, że w towarzystwie tej czwórki czuł się jak ryba w wodzie.
-To twój zespół, co nie? – Ivy próbowała go jakoś zagadnąć, jednak nic z tego. Styles nie zaszczycił dziewczyny nawet jednym spojrzeniem.
-Wiesz, nawet fajne macie te piosenki. – uśmiechnęła się zachęcająco.
Loczek spojrzał na nią.
-Wiesz, idź już sobie. – powiedział przedrzeźniając ją.
Dziewczyna spuściła głowę.
Nie wiedziała, co teraz zrobić. Może rzeczywiście łatwiej byłoby rzucić wszystko i tak po prostu wyjść? Nikt przecież nie miałby jej tego za złe, a ponad to mała by wolne wakacje. Jednak od razu wyrzuciła z głowy ten pomysł. Łatwe rzeczy są dla słabeuszy. A ona nie była słabeuszem, a bynajmniej tak sama twierdziła.
-Nie pójdę. – mruknęła.
-Jak chcesz. – powtórzył i wrócił do wcześniej przerwanej czynności.
Harry postanowił, że nie będzie zwracał na nią uwagi. „Może wtedy sobie pójdzie?” – zapytał się w myślach. – „Jak totalnie ją oleję nie będzie już miała tyle zapału”
Dla zabicia czasu postanowił poprzeglądać trochę stron plotkarskich. W końcu co innego miał do roboty?
Wszedł na pierwszy lepszy portal. Bardzo zdziwił go tytuł pierwszego z artykułów.
„Członkowie One Direction nie pojawili się na lotnisku w Hiszpanii. Co się stało?!”
Kliknął na tekst, który już po chwili ukazał się przed nim.
Obecnie najpopularniejszy zespół na świecie, One Direction, nie pojawił się wczoraj na lotnisku w Hiszpanii. Za niecały tydzień chłopcy właśnie w tym kraju mieli zagrać pierwszy koncert z międzynarodowej trasy. Z podań naocznych świadków wynika, że nie było ich nawet na pokładzie samolotu. Co się stało? GDZIE JEST ONE DIRECTION?!
Gdy skończył czytać, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Co jest do cholery? Nie było ich tam, to gdzie są? W Londynie? Niemożliwe! Przecież Paul by na to nie pozwolił. Próby miały się zacząć już dziś, więc muszą tam być! Muszą wszystko przygotować! A może przylecieli jakimś prywatnym samolotem? Ale przecież ktoś na pewno by ich zobaczył! Te wszystkie pytanie chodziły mu po głowie. Dopiero sms, który właśnie przyszedł miał być odpowiedzią.
Loczek spojrzał na nadawcę. Louis. Pospiesznie nadusił klawisz z napisem „otwórz”.
No cześć Haroldzik! ;D Paul nam wczoraj powiedział, ze nie jedziesz z nami, więc stwierdziliśmy, że opóźnimy lot o jeden dzień. Znasz mnie! Musze się dowiedzieć, dlaczego! ;D Będziemy za godzinę ewentualnie trzy xD Czekaj! ;D
Szatyn odpisał tylko krótkie „Okey ;D”.
Nie mógł uwierzyć, ze to tacy idioci! Przecież mają próby! Muszą się przygotować! Jednak z drugiej strony cieszył się, że przyjdą. Przyda mu się towarzystwo kogoś normalnego.
~~***~~
Hmm... no to jest trzeci ;p W sumie, to znów nie wiem, co napisać, więc napiszę tylko, że mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał i że byłabym wdzięczna za Wasze komentarze ;D
Do kolejnej <333