piątek, 21 września 2012

Rozdział 14


    Harry siedział w domu Ivy i oglądał mecz piłki nożnej, który właśnie był emitowany. Anglia grała przeciwko Francji. Oczywiście, jako dumny brytyjczyk kibicował swojemu rodzinnemu kraju, no jakże by inaczej. W momencie, kiedy Rooney miał strzelać pierwszą bramkę w tym spotkaniu, z góry dobiegł go przeraźliwy krzyk. Krzyk Ivy. Tak, jakby ktoś kogoś mordował. Nie zastanawiając się długo, zerwał się z fotela. Nie chciał mieć czarnych myśli, jednak nie mógł ich powstrzymać.
 Pędząc po schodach, zauważył Anne biegnącą tuż za nim. Widocznie ona też to usłyszała.
 Już kilka sekund później znaleźli się w pokoju Ivy. Szatynka leżała w swoim łóżku, drżąc i wiercąc się. Już nie krzyczała, ale mamrotała i szlochała. Tak jakby ktoś sprawiał jej ból.
  -Nie, proszę. Mamusiu, nie... zostań ze mną! Potrzebuję cię... PROSZĘ, NIE ZOSTAWIAJ MNIE!
Harry nie wiedział, co zrobić. Przyglądał się tylko dziewczynie, która zaczęła miotać się jeszcze bardziej.
  -Proszę, zostań ze mną! MAMO! Nie możesz odejść, nie teraz! Proszę cię!
  Jednak teraz, gdy dotarło do niego, co tak naprawdę się dzieje, podszedł do niej i zaczął potrząsać jej ramię.
  -Ivy, obudź się. - mówił cicho, jednak nic to nie dawało. Szatynka dalej się rzucała.
  -Nie, proszę!
  -Ivy!
Powieki dziewczyny momentalnie się rozwarły, ukazując przestraszone spojrzenie. Loczek dopiero po chwili zorientował się, że po policzkach dziewczyny spływają łzy. Szybko otarł je wierzchem dłoni.
 Gdy Ivy lustrowała go wzrokiem, zdał sobie sprawę, że nie wie, co zrobić. No bo przecież jak mógł ją pocieszyć, mówiąc że był to tylko koszmar i że wszystko będzie dobrze. No bo... nie będzie. I on doskonale o tym wiedział.
 Stwierdził, że nic nie będzie mówił. Po prostu ją przytulił. Po chwili zdał sobie sprawę, że jednak dobrze postąpił, bo szatynka wtuliła się w niego, tak, jakby był jej ostatnią deską ratunku. I, nie mógł tego zaprzeczyć, podobało mu się to. Podobało mu się, że po tym wszystkim, co od niego usłyszała, właśnie w tej chwili go nie odtrąciła. No bo na ich spotkaniach mogła być po prostu miła, chowając uraz gdzieś w głębi siebie. Jednak po jej ostatnim zachowaniu zauważył, że nie ma mu za złe tego wszystkiego z przeszłości. Tak, jakby udało im się cofnąć czas i zacząć z czystym kontem.
 Był tak bardzo zajęty szatynką, że nawet nie zauważył, kiedy Anne odeszła, zostawiając ich samych.
Już kilka sekund później, Ivy spojrzała na niego. W oczach miała łzy.
  -Nie musisz tego robić... być ze mną... teraz.
  -Wiem, że nie muszę... chcę tu teraz być z tobą. - odparł Curly.
Na twarzy dziewczyny zakwitł ledwie dostrzegalny uśmiech. Jednak zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Jednak dla Harrego znaczyło to bardzo wiele.
  -Dziękuję. - szepnęła i z powrotem wtuliła się w Loczka, aby już po chwili zasnąć w jego ramionach.

Minęło dokładnie jedenaście godzin, kiedy John wszedł do domu. Harry w tym czasie siedział i przeglądał internet w telefonie. Anne zostawiła go samego, bo jak się okazało musiała iść do sklepu. Nie przeszkadzało mu to, jednak teraz, gdy John wrócił, wolałby żeby jego matka też tu była. Nie lubił niezręcznej ciszy, która towarzyszyła mu za każdym razem, kiedy zostawał sam na sam z ojcem Ivy. Jednak dziś miało być inaczej. Curly jeszcze wtedy nie wiedział, że mężczyzna planuje przeprowadzić z nim jedną z TYCH rozmów.
 Gdy John wszedł do pokoju, chłopak wstał.
  -Ma pan moje najszczersze kondolencje.
  -Uhm... dziękuję. - mruknął. - Anne nie ma?
  -Poszła po coś do sklepu.
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.
  -Hmm... to może nawet dobrze. Chciałem o czymś z tobą porozmawiać, Harry. - John usiadł obok niego na kanapie i świdrował go wzrokiem.
  -Tak? - zapytał Loczek niepewnie. Nie wiedział, czego się spodziewać.
  -Widzisz z tego, co zauważyłem... Ivy cię lubi... i chyba... ja tylko wypowiadam swoje domysły... ty też ją lubisz...
Harry pokiwał powoli głową. Była to już druga taka sama rozmowa w tym dniu.
  -Hmm... chodzi o to, że być może... gdy kiedyś... dobra, powiem prosto z mostu, nie chcę żebyś ją skrzywdził. Ta dziewczyna już dość się w życiu nacierpiała. I nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że to właśnie ty ją zranisz... ja po prostu chcę dla niej jak najlepiej...
  -Nawet nie byłbym wstanie jej skrzywdzić...
  -Dobrze, w takim razie ufam ci. Jeśli jednak mnie zawiedziesz, musisz się liczyć z konsekwencjami. - powiedział dobitnie John.
  -Rozumiem. - wyjąkał Curly. Tak naprawdę tylko na to było go stać.
Kiedy mężczyzna wstał z kanapy, w pokoju pojawiła się Anne.
  -O, już jesteś. - powiedziała. - w takim razie my z Harrym już pójdziemy. - dodała i ponagliła chłopaka, który pospiesznie wstał z kanapy.
  -Dziękuję. - odparł tylko John, na co kobieta lekko się uśmiechnęła. - Jakby co... to w czwartek o jedenastej jest pogrzeb. Tu, w Londynie... Jeżeli... wiem, że ją znałaś...
  -Przyjdę. - powiedziała Anne i wyszła z domu mężczyzny.

                                                              *
Po pół godziny, John postanowił opowiedzieć o wszystkim Ivy. Przecież musiała wiedzieć chociażby to, gdzie i kiedy ma się odbyć pogrzeb. Przebierając się w swoje domowe ubranie, ruszył do pokoju szatynki. Uchylił delikatnie drzwi, żeby zobaczyć, czy śpi, jednak dziewczyna siedziała na skraju łóżka i wpatrywała się w podłogę. Gdy zauważyła, że John jej się przygląda, wskazała ruchem głowy, aby usiadł obok niej. Tak zrobił.
  -Co załatwiłeś? - zapytała cicho, nie patrząc na niego.
  -Wszystko już ustaliłem. Pogrzeb odbędzie się w Londynie w czwartek o jedenastej.
  -W Londynie? - szatynka zmarszczyła brwi.
  -Ehm... tak. Widzisz, kiedy tydzień przed swoją śmiercią Jamie tu była, prosiła mnie, aby pochowano ją właśnie w tym mieście.
  -Mówiła ci dlaczego? - dopytywała Ivy.
  -Twierdziła, że ma do niego sentyment. - odparł John. - Tak więc wiem, że to nie najlepszy moment na takie pytanie, ale muszę wiedzieć na czym stoję. Ivy, czy chcesz iść na studia? Jeżeli tak, powiedz mi o tym, bo muszę cię zapisać.
  -Nie. - odparła bez namysłu. Kiedyś chciała, ale nie teraz.
  -Dlaczego? Zastanawiałaś się w ogóle nad tym?
  -Mam osiemnaście lat i według prawa mogę podejmować samodzielne decyzje. A właśnie jedną z takich decyzji jest to, że nie chce iść na studia. - ucięła.
  -Ale...
  -Nie. - powiedziała cicho, jednak stanowczo i John już wiedział, że nic nie zdziała. Klamka zapadła. Koniec tematu.
  -Dobrze... jednak gdybyś zmieniła decyzję, powiedz mi o tym.
  -Tak zrobię. - mruknęła.

                                                    *
Ivy leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit. Nie przeszkadzało jej to, że spędziła tak już trzy godziny, najchętniej spędziłaby jeszcze kolejny tydzień... i następny... i następny po następnym. Jednak wiedziała, że to i tak nie pomoże. To, że użalała się nad sobą nie dawało jej żadnej siły, jednak jeszcze bardziej ją przygnębiało. Ale jak miała nie być przygnębiona, kiedy jej mama... umarła. Nikt na jej miejscu nie byłby w stanie wykrzesać z siebie ani grama optymizmu.
 Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk przychodzącego smsa. Pospiesznie złapała telefon i spojrzała na wyświetlacz. Harry. Nadusiła wyświetl i już sekundę później pełna wiadomość pojawiła się przed jej oczami.

                                         Przyjść jutro do Ciebie?

Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz, jednak już kilka sekund później naskrobała pospieszne Tak, proszę.
Pomimo tego, że pragnęła samotności, nie chciała być sama.

Harry nie mógł zasnąć. Kręcił się z boku na bok, jednak jego oczy były cały czas szeroko otwarte, na co nic nie mógł niestety poradzić.
 Postanowił, że wejdzie na twittera. Chwycił do ręki iPhona i zalogował się na serwis społecznościowy. Przeglądając tweety fanów, napotkał się na kilka wpisów, w których osoby mówiły, że dziś go widziały, gdy to wraz ze swoją matką wchodził do jakiegoś nieznanego nikomu domu. Te fanki są jak ninja - pomyślał i uśmiechnął się delikatnie.
 Postanowił, że sam też coś tweetnie.
 
  Wiem, że to boli. Jednak musisz pamiętać, że teraz jest w lepszym świecie, w świecie, w którym nie ma cierpienia. #RIPJamie

Już kilka sekund później było dwadzieścia retweetów i Harry miał zawalone mentionsy pytaniem, kim jest Jamie. Nie zamierzał na to odpowiadać. Nie widział takiej potrzeby. Nie chciał robić poruszenia śmiercią matki Ivy. Jednak pomimo tego, czy fani wiedzieli, o kogo chodzi, czy też nie, #RIPJamie już po kilku minutach było trendem numer jeden w zestawieniu światowym, co nie ukrywał, niespecjalnie go uszczęśliwiło. Jednak wiedział, że Directioners chcieli dobrze i nie miał im tego za złe.


                                                         ~~***~~
Tak, wiem miał być wcześniej... Jednak nie wyszło i bardzo Was za to przepraszam ;<
 Od teraz nie będę pisać kiedy pojawi się nowa notka, bo sama nie wiem. Szkoła uniemożliwia mi pisanie rozdziałów, więc pewnie będą dość późno... Jednak obiecuję, że nowa notka nie pojawi się później niż za 2 tygodnie ;p A i oczywiście ramka "w następnym rozdziale" będzie nadal :D
 Dobra, to na tyle ;p
Paa <33

środa, 12 września 2012

Rozdział 13


         Budząc się następnego ranka, John uświadomił sobie, że czeka go dzisiaj podróz do Southhampton. Tak naprawdę nie miał ochoty nawet w najmniejszym stopniu tam jechać, nie w tym celu. Jednak wiedział, że musi. Musi wziąść się w garść i zebrać w sobie wewnętrzną siłe, aby tego dokonać.
 Gdy spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest już ósma czterdzieści pięć, pospiesznie zerwał się z łożka. Anne miała tu był o dziewcziątej, więc nie miał za dużo czasu. Wziął szybki prysznic i ubrał się we wcześniej uszykowane ubrania. Był wdzięczny samemu sobie, że o tym gdzie jedzie, powiedział Ivy wczoraj. Teraz mogłoby nie starczyć mu na to czasu.
 Stwierdzając, że zostało mu jeszcze kilka minut, postanowił iść do pokoju swojej córki. Gdy delikatnie otworzył drzwi, zobaczył ją, śpiącą w najlepsze. Dopiero teraz uzmysłowił sobie, jak bardzo była podobna do matki. Ten sam kolor włosów, ten sam nos i długie rzęsy rzucające cienie na jej policzki.
Uśmiechnął się.
Tak bardzo kochał swoją córkę. Nic nie mogło tego zmienić.
Postanowił, że już zejdzie na dół. Anne powinna za chwilę być.
Nie mylił się. Gdy tylko zszedł na dół, po kuchni rozniosło się pukanie do drzwi. Wiedział, że to ona, na taki sygnał się umówili, aby nie obudzić Ivy.
 Pospiesznie otworzył drzwi. Przed sobą ujrzał Anne w towarzystwie... jej syna? A co on tu robił?
  -Cześć John. - powiedziała kobieta i uśmiechęła się. - Nie przeszkadza ci, że Harry też przyszedł?
  -Nie, no coś ty. - odparł i wpuścił dwójkę do środka. - Właśnie miałem wychodzić. Jakby coś to możesz do mnie dzwonić w każdej chwili, nie wahaj się. Ivy jest w pokoju, śpi. - poinstruował, zakładając buty. Gdy skończył, spojrzał na Anne z wdzięcznością. - jeszcze raz ci dziękuję, nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.
  -Nie ma sprawy. - kobieta uśmiechnęła się.
  -To ja już będę leciał. - mruknął i wyszedł z domu.

 Harry spojrzał na matkę.
  -Mogę do niej iść? - zapytał.
  -Słyszałeś, co mówił John, teraz śpi. - ucięła i usiadła na krześle.
Jednak Loczek nie zamierzał sIę poddać.
  -Będę cicho. - obiecał.
Przez chwilę Anne nic nie odpowiedziała, co Hazza uznał za bezdyskusyjne nie. Jednak już po chwili westchnęła i spojrzała na niego.
  -Rób co chcesz.
Długo się nie zastanawiając, ruszył schodami na górę i zaglądając do pierwszych drzwi na lewo zorientował się, że trafił tam, gdzie chciał.
 Harry delikatnie zamknął za sobą drzwi i usiadł na jednej z puf. Zaczął przyglądać się Ivy. Była taka spokojna, gdy spała. W ogóle nie wyglądała na kogoś, kto dzień wcześniej dowiedział się, że jego matka zmarła. Wyglądała... jak anioł, Harry bezdyskusyjnie mógł to stwierdzić.
 Zaczął rozglądać się po pokoju. Jeżeli nie liczyć dwóch kartek A4 leżących na ziemi, panował tu absolutny porządek. Książki leżały równiutko na regałach, wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
 W pewnym momencie zrozumiał po co tu faktycznie jest. No tak, śmierć matki Ivy. Pomimo, że nie znał tej kobiety, zrobiło mu się przykro na myśl, że szatynka tak bardzo ją kochała, a ona od niej odeszła. Właśnie w tej chwili, nie świadom tego, podświadomie przebaczył Anne. Nie chciał, żeby rozstali się w kłótni, gdyby coś się stało...
Nagle Harry zdał sobie sprawę, że praktycznie pod jego stopami leży jakaś zmięta kartka papieru. Wiedział, że nie powinien tego ruszać, to przecież była prywatność Ivy, jednak jakaś część jego mówiła mu, aby zobaczył, co było tam napisane. Jeszcze przez chwilę się wahał, jednak już po chwili rozłożył kartkę.

                                         Lista moich marzeń
                                      1. Polecieć balonem.
                                      2. Pomóc jakiemuś zwierzęciu.
                                      3. Napisać piosenkę, którą zaśpiewa ktoś sławny.
                                      4. Zobaczyć spadającą gwiazdę.
                                      5. Zobaczyć wodospad Niagara.
                                      6. Odwiedzić Londyn.
                                   

Uśmiechnął się.
Wiedział, że nie powinien tego czytać, jednak teraz, gdy już to zrobił, nie miał tego sobie za złe. Pamiętał jak on sam robił taką listę marzeń, która poniekąd trochę go mobilizowała. Jednym z nich było zajęcie jednego z trzech miejsc w x-Factorze. To jak i kilka innych się spełniło.
 Szatyn spojrzał na Ivy i upewniając się, że nadal śpi, schował kartkę do kieszeni. Nie chciał, aby dowiedziała się, że ją ma.
 Siedząc na pufie i spoglądając na dziewczynę, uświadomił sobie coś ważnego. Zaczynał się w niej zakochiwać.

Ivy powoli otworzyła oczy. Nie spała od jakiś pięciu minut i jeszcze przed chwilą wydawało jej się, że ktoś tu jest. Jednak teraz, nie zauważyła nic, co by wskazywało na czyjąść obecność w jej pokoju.
Powoli wstała i podreptała do lazienki, gdzie wykonała poranną toaletę. Jeżeli chodzi o ubrania to wybrała coś pierwszego lepszego, a mianowicie krótkie jeansowe spodenki i zwykły biały T-shirt. Włosy zostawiła w spokoju i pozwoliła im opadać na swoje ramiona. Następnie udała się do kuchni. Była pewna, że Anne już tam jest, bo kobieta miała się stawić w ich mieszkaniu o równo dziewiątej a było wpół do dziesiątej.
 Nie myliła się. Gdy tylko weszła do pomieszczenia, zauważyła ją i kogoś jeszcze, siedzącego do niej tyłem na krześle kuchennym. Harrego. Mimowolnie kąciki jej ust uniosły się do góry o milimetr.
 Gdy tylko Anne zauważyła, że Ivy stoi w progu, wstała, podeszła do niej i ją przytuliła.
  -Tak mi przykro, skarbie. - szepnęła w jej włosy.
  -Mi też. - mruknęła i mocniej wtuliła się w kobietę. To nic, że ostatnio dowiedziała się o niej różnych rzeczy od Harrego. Teraz ją to nie obchodziło. Najbardziej na świecie pragnęła zwykłego ludzkiego uścisku.
 Gdy Anne uwolniła ją ze swoich objęć, szatynka spojrzała na Harrego.
  -Hej.
Z prędkością światła Styles znalazł się przy niej.
  -Jak się czujesz?
W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
 Harry nie zastanawiając się długo, przytulił ją.
  -Nie płacz. - szepnął, gdy zaczęła szlochać i jeszcze bardziej zacisnął uścisk.

Anne spoglądała na swojego syna i Ivy, uśmiechająć się delikatnie. Nie wiedziała, że Harry jest zdolny do jakiegokolwiek współczucia, a bynajmniej nie w stosunku do szatynki, której przecież jeszcze niedawno tak bardzo nienawidził. Widocznie coś się zmieniło. Zmienił się on. I to tylko dzięki Ivy! Anne nie wiedziała, co ona zrobiła, ale skoro podziałało, była jej za to dozgonnie wdzięczna.
Szatynka zaszlochała głośniej, a Harry pogładził ją po plecach.
 Po chwili jednak odsunęła się od chłopaka i spojrzała na Anne i Loczka.
  -Nie macie nic przeciwko, że pójdę się położyć?
  -Nie, skarbie. Idź. - powiedziała z troską pani Styles
Ivy skinęła głową i obracając się na pięcie, ruszyla schodami na górę.
 Harry westchnął i usiadł na krześle. Twarz schował w rękach.
  -Nie chcę, żeby cierpiała. - mruknął niewyraźnie.
  -Wiem.. ja też nie. - odparła cicho Anne i zajęła miejsce naprzeciwko chłopaka. - Mogę cię o coś zapytać?
Szatyn spojrzał na nią, co w jego wydaniu miało oznaczać tak.
  -Widziałam ciebie i Ivy... jak ją przytulałeś... Harry, co ty do niej czujesz? - powiedziała prosto z mostu.
  -Ehm... lubię spędzać z nią czas. - mruknął zakłopotany. Nie lubił rozmawiać o swoich uczuciach do innych.
 Kobieta uniosła jedną brew, co zdenerwowało Stylesa.
  -A co niby według ciebie do niej czuję? - warknął.
  -Troszczysz się o nią...
  -No i?
  -No i to, że tak robią ludzie, jeśli im na kimś zależy.
Teraz to do niego dotarło. Nie mógł okłamać Anne, przecież nie była ślepa, wiedziała, jak traktował ją kiedyś, a jak zachowuje się w stosunku do niej teraz. Tylko... jakoś nie mógł się jej do tego przyznać, że tak, zależy mu na niej.
  -Sądzę, że po tej ciszy z twojej strony, mam rację. - powiedziała kobieta.
Dobra, co mu zależało. I tak przecież w końcu by się zorientowała.
  -Uhm... chyba tak. - mruknął cicho, uśmiechając się delikatnie do siebie.
  -W takim razie powiem ci coś... O ile w ogóle interesuje cię moja opinia. - dodała.
Szatyn spojrzał na swoją rodzicielkę.
  -Interesuje.
Zauważył błysk w oku kobiety i to jak za to jedno słowo, kąciki jej ust unoszą się delikatnie do góry. Tak, jakby odzyskała nadzieję.
 Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę, po raz pierwszy od kilku lat, rozmawiają ze sobą normalnie. Bez żadnych dogadywanek i zgryźliwych komentarzy. I, musiał przyznać to sam przed sobą, podobało mu się to. Podobało, że może porozmawiać z Anne, jak syn z matką. Był pewien, że kobiecie też nie było to obojętne. To właśnie tego dnia, chodź nie był jeszcze wtedy do końca tego świadomy, poprawiły się jego relacje z matką.
  -Uważam, że Ivy to wspaniała dziewczyna. - oparła Anne.
Przez chwilę Loczek w ogóle się nie odzywał. Jednak już sekundę później spojrzał na Anne z uśmiechem.
  -Wiem. Też tak uważam.


                                                                ~~***~~
Tak wiem, miałam dodać 10... Jednak brak dostępu oraz moja najukochańsza szkoła mi w tym przeszkadzają. Takiego tempa, jakiego teraz narzucili nauczyciele, to nie miałam chyba nigdy -,- Być może to za sprawą tych popapranych testów gimnazjalnych... sama już nie wiem..
Hmm.. dobra tym razem nie będę się rozpisywać, tak więc to już koniec mojego "wywodu" hahah xD
Paaa <333

poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 12


Gdy Ivy się obudziła i spojrzała na zegarek, okazało się, że jest osiemnasta. Momentalnie przypomniało jej się, co się dziś wydarzyło... A może... to był tylko sen? Nie, na pewno nie. Utwierdzała ją w tym leżąca na podłodze kartka A4 zapisana przez Jamie.
 Niespodziewanie z oczu szatynki popłynęły łzy. Przetarła je wierzchem dłoni, starając się o tym wszystkim nie myśleć, jednak nie mogła. Postanowiła, że posłucha muzyki. Łudziła się, że może to odciągnie ją od tego wszystkiego. Pospiesznie odszukała słuchawek i włączyła ulubioną piosenkę. Jednak nic z tego. Za nic w świecie nie mogła się skupić na muzyce. Jej myśli cały czas krążyły wokół dzisiejszego dnia. Ponad to szybki rytm piosenki sprawiał, że Ivy miała wyrzuty sumienia, słuchając jej. No bo jak mogła słuchać wesołej muzyki wtedy, kiedy jej matka... umarła? Zła na siebie, pospiesznie zdjęła słuchawki i cisnęła je gdzieś w kąt. Nie interesowało ją to, czy się popsują. Szczerze mówiąc miała to w nosie.
 Położyła się na łóżku na wznak i zaczęła wpatrywać się w sufit. Niespostrzeżenie do jej głowy zaczęło napływać tysiąc myśli na minutę, a jedną z nich byla taka, że... John... on o wszystkim wiedział! No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że przyniósł jej list, który wcześniej napisała jej matka?! I nic jej nie powiedział?! Co, może nie sądził, że to istotne?! To wszystko sprawiło, że Ivy poczuła się zła. Zła? Co ona gada?! Była wściekła! Wściekła na Johna, że nie raczył ją poinformować o tym, że jej matka umiera.
 Postanowiła to wszystko wyjaśnić.
Z szybkością błyskawicy wstała i wybiegła z pokoju. Cały ten smutek, który do tej pory czuła, ustąpił goryczy w stosunku do swojego wujka.
  -John? - krzyknęła.
  -Tu jestem! - usłyszała i zorientowała się, że jest w pokoju obok. Nie zastanawiając się ani chwili, weszła do pomieszczenia.
  -Cześć mała. Wstałaś? - zapytał cicho, a gdy ona nie odpowiedziała, zmarszczył brwi. - coś nie tak?
  -Tak! I to bardzo nie tak! - wykrzyczała. Zdezorientowanie na twarzy Johna jeszcze bardziej ją rozwścieczyło. - Ty wszystkim wiedziałeś! Wiedziałeś o tym, że moja mama umrze! Wiedziałeś i... nie powiedziałeś mi! - Ivy była już bliska płaczu. Była świadoma tego, że już długo nie wytrzyma i się rozpłacze. Jednak teraz miała to w nosie.
  -Chodź, usiądź. - powiedział spokojnie John, a ona pomimo tego, że był na niego wściekła, wykonała polecenie. - Czy Jamie napisała ci w liście, dlaczego przekonała cię do wyjazdu tutaj? - zapytał.
  -Tak... Napisała, że nie chciała, abym patrzyła jak umiera. - mruknęła i pojedyncza łza spłynęła po jej policzku. John otarł ją pospiesznie koniuszkiem palca.
  -No właśnie. A wcześniej poprosiła mnie, abym ci to zaproponował. Ale... - zastanowił się, jakby nie wiedział, czy ma to powiedzieć. W końcu jednak stwierdził, że już czas. Za długo czekał. - był jeszcze jeden argument który mówił jej, że masz tu przyjechać. Widzisz Ivy... kiedyś byłem z twoją matką...
  -Przecież jesteś bratem mojego taty! Jak mogłeś jej coś takiego zrobić! - wykrzyknęła ze złością.
  -Ivy to nie tak. - powiedział spokojnie.
  -To jak?! Hm? No dalej, czekam na wyjaśnienia. - skrzyżowała ręce na piersi.
  -Nie jestem bratem twojego taty... - odparł, a kiedy spojrzała na niego zdezorientowana, kontynuował. - Kiedyś, zanim jeszcze ty się urodziłaś, byłem z twoja matką. Bardzo się kochaliśmy i w ogóle, jednak po dwóch latach zerwaliśmy kontakt, bo przestaliśmy się dogadywać. W czasie, kiedy ja wyjechałem do Londynu, twoja mama znalazła sobie nowego faceta i po pół roku urodziła ciebie. Jednak po półtora roku, u Matta wykryto raka. Lekarze dawali mu pół roku i nie pomylili się. Facet zmarł po sześciu miesiącach, zostawiając Jamie samą z dwuletnim dzieckiem na utrzymaniu. Wszystko jakoś się toczyło przez kolejne dwa lata. Jednak potem twoja mama stwierdziła, że już nie daje rady, że brakuje wam znacznej sumy pieniędzy, żeby jakoś wyżyć. I właśnie wtedy postanowiła odszukać mnie. Nie było trudno, więc już tydzień później zapukała do moich drzwi. Byłem bardzo zszokowany, jednak wpuściłem ją do środka. Wytłumaczyła mi wszystko i poprosiła o pieniądze. Nie widząc przeszkód, dałem jej pięć tysięcy funtów, bo akurat tyle miałem. Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę. Kiedy już miała wychodzić, spojrzała mi w oczy i powiedziała jedno zdanie. "Mam z tobą dziecko". Wytrąciło mnie to z równowagi, nie wiedziałem co powiedzieć. W końcu jednak zdobyłem się na zdawkowe "C-co?". Opowiedziała mi wszystko. Gdy jeszcze byliśmy razem zaszła ze mną w ciąże. Kiedy postanowiliśmy się rozejść nie była jeszcze pewna, czy to prawda dlatego nic mi nie mówiła. Nie chciała, abym pomyślał, że tym właśnie próbuje mnie zatrzymać. Gdy ja już byłem od tygodnia w Londynie, ona poszła na badania, które ostatecznie zdecydowały, że jest w ciąży. W ciąży ze mną. Chciała do mnie zadzwonić, jednak nie miała odwagi. Po kolejnym tygodniu w jej życiu pojawił się Matt. Zakochała się w nim na zabój. Z racji tego, że ciąży nie było jeszcze wtedy widać, postanowiła, że gdy tylko pojawi się brzuszek, powie mu że jest w ciąży z nim. Tak było dla niej łatwiej. I udało się. Urodziła ciebie, a on nie zorientował się, że on nie może być ojcem dziecka. W pewnym momencie chciała mu już o tym wszystkim powiedzieć, jednak jak się okazało, u Matta wykryto raka. Stwierdziła, ze oszczędzi mu przykrości i zatai przed nim ten fakt. Po pół roku zmarł, a ona została sama. Sama z tobą, moją córką. I poniekąd dlatego cię tu wysłała. Po pierwsze wiedziała o swoim raku, a po drugie chciała, żebyś poznała swojego prawdziwego ojca. - zakończył swój długi monolog i spojrzał swojej córce głęboko w oczy.
 Ivy nie wierzyła. Nie wierzyła własnym uszom! Czy to... czy to prawda? Czy jej matka okłamała swojego męża, mówiąc mu, że ona jest jego dzieckiem?! To, co powiedział John, całkowicie wytrąciło ją z równowagi. Postanowiła jednak wziąć kilka głębszych oddechów i zadać parę istotnych pytań.
  -Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - zapytała z żalem. - Przecież jestem tutaj prawie trzy tygodnie!
Mężczyzna westchnął głośno.
  -Sam nie wiem, Iv. Może bałem się twojego odrzucenia?
  -Albo chociaż dlaczego nas nie odwiedzałeś? Mam osiemnaście lat i widzę cię po raz pierwszy.
  -Chciałem, tylko...
  -Tylko co? - zapytała.
  -Jamie mi powiedziała, żebym nie mieszał się do tego. Że już utworzyła sobie plan wydarzeń i nie chciała, abym go zaburzył.
  -C-co...?  - wyjąkała.
  -Proszę, nie miej jej tego za złe. - powiedział John. - chciała twojego dobra.
  -Mojego dobra? Mojego dobra? Gdyby chciała mojego dobra, pozwoliłaby mi cię widywać! A tak musiałam wychowywać się bez ojca! Rozumiesz jakie to było dla mnie ciężkie?! Gdyby mój tata faktycznie zmarł, byłoby inaczej! Pogodziłabym się z tym! A tak teraz mam świadomość, że mogłeś uczestniczyć w moim życiu, ale moja mama się na to nie zgodziła! - powiedziała z goryczą.
  -Wiem, Ivy. - odparł, przytulając ją do siebie, czego ona nie odtrąciła. - Jednak musisz wiedzieć, że Jamie najbardziej na świecie zależało właśnie na twoim szczęściu.
  -Może. - mruknęła. - jednak... cieszę się, że cię mam, tato. Kocham cię. - szepnęła i jeszcze bardziej wtuliła się w pierś mężczyzny.
  -Też cię kocham, Ivy.
Pomimo tego, że wczoraj z tego świata odeszła najważniejsza kobieta w jego życiu, John czuł się szczęśliwy. Miał cudowną córkę, a w gdzieś w głębi siebie czuł, że Jamie, która być może teraz ich obserwowała, uśmiechała się promiennie.

                                                        ~~***~~
Tak, wiem. Rozdział krótki. Jednak taki miał być i nie zamierzałam tu nic więcej dodawać :P
 OMG! Bardzo, ale to baaaaaaardzo dziękuję Wam za 28 komentarzy pod ostatnią notką! Jesteście wspaniali!!! <33333
~Na koniec chciałabym jeszcze powiedzieć, że teraz rozdziały będą pojawiały się rzadziej i nawet gdy napiszę, że nn będzie 10 września, a pojawi się 11 czy chociażby 12, to proszę nie miejcie mi tego za złe, bo właśnie zaczęła się szkoła i w tym roku już przymusowo muszę się skupić na nauce ;/
~Info o nn - ramka obok xD

Dobra, to by było na tyle ;D Paaa <333