Harry siedział w domu Ivy i oglądał mecz piłki nożnej, który właśnie był emitowany. Anglia grała przeciwko Francji. Oczywiście, jako dumny brytyjczyk kibicował swojemu rodzinnemu kraju, no jakże by inaczej. W momencie, kiedy Rooney miał strzelać pierwszą bramkę w tym spotkaniu, z góry dobiegł go przeraźliwy krzyk. Krzyk Ivy. Tak, jakby ktoś kogoś mordował. Nie zastanawiając się długo, zerwał się z fotela. Nie chciał mieć czarnych myśli, jednak nie mógł ich powstrzymać.
Pędząc po schodach, zauważył Anne biegnącą tuż za nim. Widocznie ona też to usłyszała.
Już kilka sekund później znaleźli się w pokoju Ivy. Szatynka leżała w swoim łóżku, drżąc i wiercąc się. Już nie krzyczała, ale mamrotała i szlochała. Tak jakby ktoś sprawiał jej ból.
-Nie, proszę. Mamusiu, nie... zostań ze mną! Potrzebuję cię... PROSZĘ, NIE ZOSTAWIAJ MNIE!
Harry nie wiedział, co zrobić. Przyglądał się tylko dziewczynie, która zaczęła miotać się jeszcze bardziej.
-Proszę, zostań ze mną! MAMO! Nie możesz odejść, nie teraz! Proszę cię!
Jednak teraz, gdy dotarło do niego, co tak naprawdę się dzieje, podszedł do niej i zaczął potrząsać jej ramię.
-Ivy, obudź się. - mówił cicho, jednak nic to nie dawało. Szatynka dalej się rzucała.
-Nie, proszę!
-Ivy!
Powieki dziewczyny momentalnie się rozwarły, ukazując przestraszone spojrzenie. Loczek dopiero po chwili zorientował się, że po policzkach dziewczyny spływają łzy. Szybko otarł je wierzchem dłoni.
Gdy Ivy lustrowała go wzrokiem, zdał sobie sprawę, że nie wie, co zrobić. No bo przecież jak mógł ją pocieszyć, mówiąc że był to tylko koszmar i że wszystko będzie dobrze. No bo... nie będzie. I on doskonale o tym wiedział.
Stwierdził, że nic nie będzie mówił. Po prostu ją przytulił. Po chwili zdał sobie sprawę, że jednak dobrze postąpił, bo szatynka wtuliła się w niego, tak, jakby był jej ostatnią deską ratunku. I, nie mógł tego zaprzeczyć, podobało mu się to. Podobało mu się, że po tym wszystkim, co od niego usłyszała, właśnie w tej chwili go nie odtrąciła. No bo na ich spotkaniach mogła być po prostu miła, chowając uraz gdzieś w głębi siebie. Jednak po jej ostatnim zachowaniu zauważył, że nie ma mu za złe tego wszystkiego z przeszłości. Tak, jakby udało im się cofnąć czas i zacząć z czystym kontem.
Był tak bardzo zajęty szatynką, że nawet nie zauważył, kiedy Anne odeszła, zostawiając ich samych.
Już kilka sekund później, Ivy spojrzała na niego. W oczach miała łzy.
-Nie musisz tego robić... być ze mną... teraz.
-Wiem, że nie muszę... chcę tu teraz być z tobą. - odparł Curly.
Na twarzy dziewczyny zakwitł ledwie dostrzegalny uśmiech. Jednak zniknął tak samo szybko, jak się pojawił. Jednak dla Harrego znaczyło to bardzo wiele.
-Dziękuję. - szepnęła i z powrotem wtuliła się w Loczka, aby już po chwili zasnąć w jego ramionach.
Minęło dokładnie jedenaście godzin, kiedy John wszedł do domu. Harry w tym czasie siedział i przeglądał internet w telefonie. Anne zostawiła go samego, bo jak się okazało musiała iść do sklepu. Nie przeszkadzało mu to, jednak teraz, gdy John wrócił, wolałby żeby jego matka też tu była. Nie lubił niezręcznej ciszy, która towarzyszyła mu za każdym razem, kiedy zostawał sam na sam z ojcem Ivy. Jednak dziś miało być inaczej. Curly jeszcze wtedy nie wiedział, że mężczyzna planuje przeprowadzić z nim jedną z TYCH rozmów.
Gdy John wszedł do pokoju, chłopak wstał.
-Ma pan moje najszczersze kondolencje.
-Uhm... dziękuję. - mruknął. - Anne nie ma?
-Poszła po coś do sklepu.
Mężczyzna pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Hmm... to może nawet dobrze. Chciałem o czymś z tobą porozmawiać, Harry. - John usiadł obok niego na kanapie i świdrował go wzrokiem.
-Tak? - zapytał Loczek niepewnie. Nie wiedział, czego się spodziewać.
-Widzisz z tego, co zauważyłem... Ivy cię lubi... i chyba... ja tylko wypowiadam swoje domysły... ty też ją lubisz...
Harry pokiwał powoli głową. Była to już druga taka sama rozmowa w tym dniu.
-Hmm... chodzi o to, że być może... gdy kiedyś... dobra, powiem prosto z mostu, nie chcę żebyś ją skrzywdził. Ta dziewczyna już dość się w życiu nacierpiała. I nie zrozum mnie źle, nie twierdzę, że to właśnie ty ją zranisz... ja po prostu chcę dla niej jak najlepiej...
-Nawet nie byłbym wstanie jej skrzywdzić...
-Dobrze, w takim razie ufam ci. Jeśli jednak mnie zawiedziesz, musisz się liczyć z konsekwencjami. - powiedział dobitnie John.
-Rozumiem. - wyjąkał Curly. Tak naprawdę tylko na to było go stać.
Kiedy mężczyzna wstał z kanapy, w pokoju pojawiła się Anne.
-O, już jesteś. - powiedziała. - w takim razie my z Harrym już pójdziemy. - dodała i ponagliła chłopaka, który pospiesznie wstał z kanapy.
-Dziękuję. - odparł tylko John, na co kobieta lekko się uśmiechnęła. - Jakby co... to w czwartek o jedenastej jest pogrzeb. Tu, w Londynie... Jeżeli... wiem, że ją znałaś...
-Przyjdę. - powiedziała Anne i wyszła z domu mężczyzny.
*
Po pół godziny, John postanowił opowiedzieć o wszystkim Ivy. Przecież musiała wiedzieć chociażby to, gdzie i kiedy ma się odbyć pogrzeb. Przebierając się w swoje domowe ubranie, ruszył do pokoju szatynki. Uchylił delikatnie drzwi, żeby zobaczyć, czy śpi, jednak dziewczyna siedziała na skraju łóżka i wpatrywała się w podłogę. Gdy zauważyła, że John jej się przygląda, wskazała ruchem głowy, aby usiadł obok niej. Tak zrobił.
-Co załatwiłeś? - zapytała cicho, nie patrząc na niego.
-Wszystko już ustaliłem. Pogrzeb odbędzie się w Londynie w czwartek o jedenastej.
-W Londynie? - szatynka zmarszczyła brwi.
-Ehm... tak. Widzisz, kiedy tydzień przed swoją śmiercią Jamie tu była, prosiła mnie, aby pochowano ją właśnie w tym mieście.
-Mówiła ci dlaczego? - dopytywała Ivy.
-Twierdziła, że ma do niego sentyment. - odparł John. - Tak więc wiem, że to nie najlepszy moment na takie pytanie, ale muszę wiedzieć na czym stoję. Ivy, czy chcesz iść na studia? Jeżeli tak, powiedz mi o tym, bo muszę cię zapisać.
-Nie. - odparła bez namysłu. Kiedyś chciała, ale nie teraz.
-Dlaczego? Zastanawiałaś się w ogóle nad tym?
-Mam osiemnaście lat i według prawa mogę podejmować samodzielne decyzje. A właśnie jedną z takich decyzji jest to, że nie chce iść na studia. - ucięła.
-Ale...
-Nie. - powiedziała cicho, jednak stanowczo i John już wiedział, że nic nie zdziała. Klamka zapadła. Koniec tematu.
-Dobrze... jednak gdybyś zmieniła decyzję, powiedz mi o tym.
-Tak zrobię. - mruknęła.
*
Ivy leżała w łóżku i wpatrywała się w sufit. Nie przeszkadzało jej to, że spędziła tak już trzy godziny, najchętniej spędziłaby jeszcze kolejny tydzień... i następny... i następny po następnym. Jednak wiedziała, że to i tak nie pomoże. To, że użalała się nad sobą nie dawało jej żadnej siły, jednak jeszcze bardziej ją przygnębiało. Ale jak miała nie być przygnębiona, kiedy jej mama... umarła. Nikt na jej miejscu nie byłby w stanie wykrzesać z siebie ani grama optymizmu.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk przychodzącego smsa. Pospiesznie złapała telefon i spojrzała na wyświetlacz. Harry. Nadusiła wyświetl i już sekundę później pełna wiadomość pojawiła się przed jej oczami.
Przyjść jutro do Ciebie?
Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w wyświetlacz, jednak już kilka sekund później naskrobała pospieszne Tak, proszę.
Pomimo tego, że pragnęła samotności, nie chciała być sama.
Harry nie mógł zasnąć. Kręcił się z boku na bok, jednak jego oczy były cały czas szeroko otwarte, na co nic nie mógł niestety poradzić.
Postanowił, że wejdzie na twittera. Chwycił do ręki iPhona i zalogował się na serwis społecznościowy. Przeglądając tweety fanów, napotkał się na kilka wpisów, w których osoby mówiły, że dziś go widziały, gdy to wraz ze swoją matką wchodził do jakiegoś nieznanego nikomu domu. Te fanki są jak ninja - pomyślał i uśmiechnął się delikatnie.
Postanowił, że sam też coś tweetnie.
Wiem, że to boli. Jednak musisz pamiętać, że teraz jest w lepszym świecie, w świecie, w którym nie ma cierpienia. #RIPJamie
Już kilka sekund później było dwadzieścia retweetów i Harry miał zawalone mentionsy pytaniem, kim jest Jamie. Nie zamierzał na to odpowiadać. Nie widział takiej potrzeby. Nie chciał robić poruszenia śmiercią matki Ivy. Jednak pomimo tego, czy fani wiedzieli, o kogo chodzi, czy też nie, #RIPJamie już po kilku minutach było trendem numer jeden w zestawieniu światowym, co nie ukrywał, niespecjalnie go uszczęśliwiło. Jednak wiedział, że Directioners chcieli dobrze i nie miał im tego za złe.
~~***~~
Tak, wiem miał być wcześniej... Jednak nie wyszło i bardzo Was za to przepraszam ;<
Od teraz nie będę pisać kiedy pojawi się nowa notka, bo sama nie wiem. Szkoła uniemożliwia mi pisanie rozdziałów, więc pewnie będą dość późno... Jednak obiecuję, że nowa notka nie pojawi się później niż za 2 tygodnie ;p A i oczywiście ramka "w następnym rozdziale" będzie nadal :D
Dobra, to na tyle ;p
Paa <33