piątek, 16 listopada 2012

Rozdział 16


Gdy tylko cały świat dowiedział się, co jeden z członków One Direction, Harry Styles robił w mieszkaniu na obrzeżach miasta, emocje opadły. Bo co robił? Według oficjalnej wersji był u wujka w odwiedziny (John przystał na to bez problemu). Nic nadzwyczajnego, nie było czym się interesować. Bo przecież każdy ma rodzinę, którą od czasu do czasu odwiedzał. Tyle, że to nie była jego rodzina i dziwnie się czuł z tym, że okłamuje fanów zespołu.

Nadszedł czwartek. Niby zwykły dzień, jednak dla Ivy Collins był on najtrudniejszym w całym jej osiemnastoletnim życiu. A dlaczego? Bo właśnie dzisiaj miał się odbyć pogrzeb jej mamy. Jej kochanej mamy, którą straciła niespełna kilka dni temu, a tak bardzo już jej brakowało. Myśl, że rodzicielka już nigdy jej nie przytuli, nigdy z nią nie porozmawia, czy chociażby na nią nakrzyczy sprawiała, że łzy same napływały jej do oczu.
 Dziewczyna gdy tylko wstała i spostrzegła, że nie ma zbyt dużo czasu, od razu poszła się szykować. Choć tak naprawdę nie musiała za dużo robić, nie chciała się stroić. Postanowiła, że w ogóle nie będzie się malować, nie miała takiej potrzeby. Włosy też miały pozostać nietknięte, czyli rozpuszczone. Ubrała pospiesznie czarną bluzkę i tego samego koloru spodnie i zeszła na dół, do kuchni, gdzie John siedział już na krześle wyszykowany do wyjścia.
  -Gotowa? – zapytał jej ojciec, patrząc na nią z troską.
  -Nie. – odparła cicho i momentalnie spojrzała na swoje stopy. – A ty?
  -Też nie.
  -Ale musimy jechać. – mruknęła.
  -Wiem.
John wstał z krzesła i objął Ivy ręką. Już minutę później obaj siedzieli w samochodzie.

                       *

Na pogrzebie zjawiło się znacznie więcej ludzi, niż rodzina zmarłej by przypuszczała. Każdy kto chociażby raz rozmawiał z Jamie, przyszedł na ostatnie pożegnanie z kobietą.
 Po wielu kondolencjach, Ivy i John ruszyli do kościoła, gdzie usiedli w pierwszej ławce. A co było najgorsze? Że swoje miejsca mieli tuż naprzeciw otwartej trumny, w której leżała jej mamusia. Dziewczyna nie była w stanie zmusić się, aby tam spojrzeć. Wolała już przyglądać się swoim stopom niż widzieć martwe ciało osoby, którą tak bardzo kochała.
 Ksiądz rozpoczął msze, z której później i tak nie pamiętała ani jednego słowa. Za bardzo koncentrowała się nad tym, aby z jej oczu nie popłynęły łzy. Jednak nie minęła minuta, a już złamała swoją obietnice, że się nie rozpłacze. Słona woda ciekła po jej policzkach i nie mogła nic z tym zrobić. Nie chciała nic z tym zrobić. Odczuwanie smutku i płacz były ludzką cechą.
 Gdy msza się skończyła, czwórka mężczyzn ubranych na czarno podeszła do trumny, zamknęła i podniosła ją a następnie zaczęła wychodzić z kościoła. Ivy chciała zerwać się ze swojego miejsca i podbiec do nich, aby przytulić swoją rodzicielkę. Jednak stanowcza ręka Johna położona na jej ramieniu sprawiła, że się powstrzymała.
 Po mężczyznach, z kościoła zaczęła wychodzić reszta ludzi. Czuła na sobie współczujące spojrzenie każdego z nich. Nie chciała tego. Nie chciała, bo tak naprawdę żaden z nich nie zdawał sobie sprawy jaki ból teraz odczuwała.
 Gdy jako pierwsza z Johnem podążała za trumną, niekontrolowanie z jej oczu pociekły łzy, które już po chwili zostały starte przez jej ojca.
  -Nie płacz. – szepnął.
  -To nie takie proste.
  -Wiem.
  -Nigdy jej już nie zobaczę. – załkała brązowowłosa.
 John spojrzał na nią z troską.
  -Zawsze będzie przy tobie. W twoim sercu.

                         *
Gdy pogrzeb się skończył, Ivy i John pojechali do domu. Niebyli świadomi tego, że Harry Styles siedział przy grobie matki dziewczyny i wpatrywał się w tabliczkę z imieniem i nazwiskiem pani Collins. Właściwie to nie wiedział, co tu robi. Nie była to jego krewna ani chociażby znajoma. Jednak była bardzo bliska Ivy i to mu wystarczało mu, aby przesiedzieć tu kilka godzin tuż po pogrzebie. Teraz nie martwił się tym, że mogą go znaleźć paparazzi. Zresztą, pewnie by tu nawet nie zaglądali. Wątpił też by znajdujący się tutaj ludzie, dali im o tym informacje. Jeżeli byli na tym cmentarzu, pochowali tu jakiegoś krewnego. Nie mieliby głowy do łatwego zarobku, jakim były media.
 Zaczęło padać. Jednak Harry nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Całą swoją uwagę skupiał na tabliczce.
  -Powiedz mi co mam zrobić, aby pomóc Ivy.
Wiedział, że to nic nie da. Ale coś go tu trzymało. I to samo coś kazało mu prosić zmarłą kobietę o radę.
 Przymknął na chwilę oczy.
Krople deszczu ciekły mu po policzkach, skapywały po brodzie. Czuł, że robi się coraz bardziej mokry, a włosy przyklejają mu się do twarzy.
 Nagle, jakby za sprawą czarodziejskiej różdżki, zobaczył obraz. Z początku niewyraźny, z upływającymi sekundami stawał się coraz bardziej dokładny. Siedział z Ivy na jakiejś polance. Rozmawiali. Szatynka co jakiś czas wybuchała głośnym śmiechem, tak bardzo zaraźliwym, że i on nie mógł się powstrzymać. Na pierwszy rzut oka było widać, że dziewczyna jest szczęśliwa. To on ją uszczęśliwiał.
Właśnie wtedy zrozumiał, co ma zrobić. To samo doradzał mu Louis. Miał być przy niej i sprawiać by się śmiała, by była szczęśliwa. Nic więcej nie potrzebowała. Wystarczy jej ktoś, kto ją pokocha tak, jak jej mama albo John.
 Szatyn otworzył oczy i jeszcze raz zerknął na tabliczkę.
  -Dziękuję. Naprawdę, bardzo dziękuję. – szepnął.
Zerwał się wiatr. Tak, jakby pani Collins chciała mu odpowiedzieć. Kąciki jego ust uniosły się delikatnie do góry. Chwilę później wstał i odszedł od grobu matki dziewczyny, którą kochał.

                                   *

Rozległo się głośne pukanie do domu Johna. Ivy leniwie podniosła się z fotela i powłócząc nogami ruszyła do korytarza. Następnie otworzyła drzwi. Widząc całkiem przemoczonego Harry’ego, zmarszczyła brwi.
  -Coś się stało? – zapytała cicho.
Szatyn spojrzał na nią zdezorientowany, jednak gdy zrozumiał, że chodzi o to, że nie ma na sobie suchej nitki, machnął ręką.
  -A to, to nic takiego. Jak się czujesz?
  -A jak mogłabym się czuć? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.
  -No tak. – szatyn spochmurniał. – Przepraszam, nie powinienem przychodzić. Nie dzisiaj. - mruknął cicho.
  -Nie, w porządku. Cieszę się, że jesteś. Wejdziesz?
Serce Harry’ego zabiło mocniej, kiedy usłyszał te słowa. Pojawiła się iskra nadziei.
Szatyn przekroczył próg domu.
  -Napijesz się herbaty? – zapytała Ivy. – Właśnie sobie robiłam.
  -Uhm.. tak.
Usiadł na krześle i przyglądał się, jak szatynka porusza się po kuchni. Jej ruchy były takie delikatnie w porównaniu z jego. Gdy Harry robił sobie śniadanie albo zwykłą kawę, cierpiała na tym szklanka. Natomiast Ivy obchodził się ze wszystkim delikatnie, z gracją. Jakby bała się zrobić jakiś gwałtowny ruch.
 Gdy dziewczyna zrobiła już herbatę, położyła ją przed Harrym. Sama usiadła naprzeciwko niego z kubkiem w ręce.
  -Widziałam cię dzisiaj na pogrzebie.
  -Chciałem pożegnać twoją mamę. – powiedział, jednak już po chwili tego pożałował. Po policzku Ivy zaczęły płynąć łzy. Odłożyła kubek na stole, wstała i ruszyła do pokoju. Gdy odchodziła, Harry widział jak trzęsą jej się ramiona. Szlag! Dlaczego powiedział coś takiego?! Musiał bardziej uważać na słowa.
 Szybko wstał i podszedł do niej.
  -Ivy, przepraszam. Nie chciałem.
  -To nie twoja wina. – powiedziała cicho. – to ja na wszystko związane z mamą reaguję płaczem. – łzy ponownie zaczęły gromadzić się w jej oczach.
  -A właśnie, że moja. Nie powinienem mówić takich rzeczy, na kilka dni po… no wiesz. – mruknął. – jeszcze raz przepraszam.
Dziewczyna odwróciła się do niego. Nos miała cały czerwony, a policzki mokre od łez.
  -W porządku. – szepnęła, szatyn wiedział, że kłamie. Nic nie mogło być w porządku. Nie teraz. Nie po tym, co przeszła.
Harry’ego znowu ogarnęło poczucie winy. Nie mógł patrzeć na tak skrzywdzoną Ivy.
Z początku uznał, że to zły pomysł, jednak już chwilę później, odrzucił ten tok myślenia i przytulił dziewczynę. Sądził, że ta odsunie się od niego. Jednak nic takiego nie zrobiła. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się w niego wtuliła. Tak, jakby był kimś dla niej ważnym. I to właśnie sprawiło, że poczuł jak jego serce przyspiesza.


                                                             ~~***~~
No cześć :D Tak jak obiecałam, dzisiaj pojawił się rozdział :) Tak, wiem, nie należy on do najdłuższych i mam nadzieję, że mi to wybaczycie :D Wybaczycie? xD
Dooobra, nie będę się tu rozpisywać, ale mam do Was jedną sprawę. Chciałabym Was prosić o to, aby każdy kto przeczyta ten rozdział, skomentował go, bo bardzo, ale to bardzo zależy mi na Waszej opinii :D
okey, to na tyle :P
paa, do następnej notki :d