Ivy przyglądała się Harry’emu, który właśnie w tym czasie wykonywał jakieś czynności, mające umożliwić lot. Teraz odwiązywał sznury, które zaczepione były do śledzi wbitych w ziemię. Collins nie mogła przestać patrzeć na jego dłonie, które były tak bardzo delikatne, pomimo tego, że był chłopakiem. Palce z gracją rozplątywały węzły. Każdy ruch wyglądał tak, jakby był starannie zaplanowany, nic przypadkowego nie miało mieć miejsca.
Ivy zarumieniła się, kiedy zdała sobie sprawę, co właśnie robiła. Dokładnie śledziła każdą czynność, którą wykonywał i … podobało jej się to. Tak, musiała to przyznać. Z resztą podobała jej się każda rzecz, którą on robił. Miał w sobie coś, co ją przyciągało.
Dziewczyna nawet się nie zorientowała, kiedy Harry wstał.
-To co? W drogę? – zapytał Styles, a jego oczy błyszczały.
Szatynka kiwnęła głową i z pomocą chłopaka weszła do środka. Kilka sekund później i on znalazł się wewnątrz. Balon pomału ruszał do góry.
-Mam nadzieję, że umiem tym kierować. – mruknął cicho i podrapał się po głowie.
Ivy zamroziło.
-Nie umiesz tym kierować?! – krzyknęła tak głośno, że Harry podskoczył. Już teraz zrozumiał, że dzielenie się tą informacją nie było dobrym pomysłem.
-Tego nie powiedziałem. – uśmiechnął się. – Ale najważniejsze jest jedno…
-Co? – zapytała dziewczyna.
-Że mi ufasz. Bo… ufasz?
Przez chwilę przypatrywała się Stylesowi, myśląc o tym, co powiedział. Jednak wiedziała, że odpowiedź jest prosta, nie musiała się nad nią zbyt długo zastanawiać.
-Ufam.
-Tak więc nic nam się nie stanie.
*
Lot trwał już jakieś pół godziny. Collins nie mogła tego dokładnie określić, bo nie sprawdzała zegarka już od dawna. Jednak to nie miało znaczenia. Była zbyt pochłonięta tym, co widziała, by przejmować się czasem. Z góry wszystko wyglądało tak pięknie! Szatynka nie mogła przestać się uśmiechać. Nie, gdy właśnie spełniało się jedno z jej marzeń! Po prostu… była szczęśliwa i nikt nie mógł tego zepsuć. W jednym momencie miała ochotę płakać, skakać i się uśmiechać. I to wszystko za jego sprawą.
-Co sądzisz? - zapytał Harry, który również z zapartym tchem podziwiał wszystkie te widoki.
-Jest... jest po prostu nieziemsko! Serio! Bardzo, bardzo mi się podoba. Dziękuję. - uśmiechnęła się szczerze.
-Nie ma za co. To za to wszystko, co musiałaś ze mną przechodzić. - odparł cicho, jakby wstydził się przeszłości.
-Nie... nie było nawet tak źle. - odparła, jednak nawet ktoś, kto nie znał Ivy mógł wyczuć w tym zdaniu kłamstwo. W ogóle nie brzmiała przekonująco. Głos jej zadrżał i to ją wydało.
-Jak chcesz. – mruknął Harry. Wiedział, że przeszłości nie dało się zamazać, ale cieszył się, że Collins właśnie tak chciała przedstawić sytuację. Był jej wdzięczny za to, że nie wypominała mu tego.
-No właśnie. – dziewczyna uśmiechnęła się i z powrotem zaczęła przyglądać się widokom z balonu.
Była taka piękna, kiedy wiatr rozrzucał jej włosy. Widać było, że jest teraz szczęśliwa, co sprawiało, że i Harry’emu robiło się cieplej na sercu. Bo to on ją uszczęśliwiał. Pomimo tej przykrej przeszłości, teraz mogła się cieszyć. Zapominając na chwilę.
Chciał spełnić to, co zobaczył na cmentarzu. Postanowił, że nie będzie czekał i gdy tylko skończyli lot balonem (dzięki Bogu wylądowali w tym samym miejscu, z którego startowali), Styles zaprowadził ją na polanę, na której leżał już koszyk, ustawiony specjalnie na jego prośbę przez Marka. Szatyn stwierdził, że wisi mu niezłą przysługę za zorganizowanie tego wszystkiego. Chłopak spisał się na medal, nie mogło być lepiej.
Harry zaczął wszystko wyciągać z wnętrza wiklinowego kosza. Pierwszy był koc, który Styles rozłożył tuż obok, a następnie gdy usiedli, zaczął wyjmować jedzenie.
-Czy to piknik? – zapytała brązowowłosa unosząc jedną brew.
-Yup. – odparł z powagą chłopak. – Podoba ci się?
-Tak! Uwielbiam pikniki! – wypaliła a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
Harry zaśmiał się cichutko. Bingo!
-To dobrze wiedzieć. Wiesz, tak na przyszłość.
Ivy spojrzała na niego ze zdezorientowaniem.
-Sugerujesz coś?
-Absolutnie nie! – zaprzeczył, jednak z uśmiechem.
Zaczęli jeść.
Jeżeli już wcześniej uznawali, że świetnie się dogadują, dzisiaj przeszli samych siebie. Tematów w ogóle im nie brakowało, były one różne. Od zwykłych błahostek do poważniejszych tematów takich jak przyszłość. O każdej rzeczy rozmawiało im się tak samo przyjemnie i bez skrępowania. Ivy miała wrażenie, że te rozmowy z Harrym są lepsze od tych z koleżankami z jej szkoły. Dziewczyny jak to dziewczyny, lubiły sobie poplotkować, co bardzo denerwowało Collins, bo miała wrażenie, że o niej też tak rozmawiają. Dlatego w ostatnich miesiącach się od nich odsunęła. I może dobrze. Przynajmniej nie miała za kim tęsknić gdy tu wyjeżdżała. No może z wyjątkiem mamy…
Nawet nie zorientowali się, kiedy jedzenie się skończyło. Postanowili położyć się na kocu i popatrzeć w niebo, które za niecałą godzinę pokryje zachodzące słońce.
-A co ze studiami? To już tak niedługo, tak więc… zdecydowałaś się już gdzie idziesz? – zapytał Styles.
Brunetka zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią. Oficjalnie nigdzie się nie wybierała. Tylko nie wiedziała, jak o tym powiedzieć chłopakowi. Po kilku sekundach jednak stwierdziła, że nie będzie owijać w bawełnę i powie prosto z mostu.
-Nie idę na studia. – odparła cicho.
Harry podparł głowę ręką tak, aby ją lepiej widzieć. Czując na sobie jego wzrok, Ivy uśmiechnęła się wewnątrz.
-Dlaczego? Oszalałaś?
-Nie. Bo przecież… studia nie są człowiekowi aż tak potrzebne… można przecież znaleźć pracę bez nich. – mruknęła z przekonaniem.
-Jesteś nierozsądna. – stwierdził Loczek. Teraz to Ivy podparła się dłonią.
-A czy ja zawszę muszę być rozsądna? Nie mogę popełnić jakiegoś głupstwa? Chociaż raz? – zapytała retorycznie, bo tak naprawdę nie oczekiwała żadnej odpowiedzi.
-To twoje życie. – westchnął. Wiedział, że nic nie może zrobić. On sam nie chciał, by ktoś mu narzucał swoje zdanie.
-No właśnie. – powiedziała już spokojniej Collins. – A co z zespołem? Po wakacjach dołączasz?
Szatyn przez chwilę nie odpowiadał. Dlaczego? Bo odpowiedź nie była taka prosta, na jaką wyglądała. Jeżeli zapytałaby go jeszcze miesiąc temu, z prędkością światła by potwierdził. A teraz? Teraz sam do końca nie wiedział. Bo czy chciał?
Ivy najwyraźniej zauważyła, że dłużej zastanawia się nad odpowiedzią.
-Nie chcesz wrócić?
-Może nie, że nie chcę… ale… - wyjąkał Harry.
-Ale?
-Ale mam wrażenie, że to nie tam jest moje miejsce, wiesz? – mruknął. – jasne, kocham śpiewać, występować przed tymi cudownymi ludźmi, jednak nie raz stwierdzam, że to nie jest w życiu to, co chcę robić.
-To co chcesz robić? – zapytała dziewczyna.
-Sam nie wiem. Nie było takiej rzeczy przy robieniu której naprawdę czułbym, że robię to, co kocham. Dlatego One Direction to taka jakby… zaczepka? Tak, to idealne określenie. Zaczepka, dopóki nie znajdę czegoś, co chcę robić dalej w życiu. Albo kogoś z kim chciałbym je spełnić. – odparł a w jego oczach pojawił się błysk.
Ostatnie zdanie sprawiło, że w brzuchu Ivy pojawiło się stado motyli. Wiedziała, że nie miała u niego żadnych szans, jednak co szkodziło pomarzyć?
-Wtedy rzucisz One Direction?
Uśmiechnął się delikatnie.
-Nie wiem. Może? Najpierw muszę wiedzieć, że jest to ktoś wyjątkowy. – odparł i w tym samym czasie wyciągnął rękę, żeby włożyć za ucho kosmyk włosów Ivy, który wił jej się wokół twarzy.
Na policzkach dziewczyny pojawiły się delikatne rumieńce, a brzuchu motyle zaczęły wirować w kółko i w kółko.
Była szczęśliwa.
~~***~~
Cześć Wam! <3 Jak Wam minęły święta? I dzisiejszy dyngus?? :D
Jest rozdział 19, który mam nadzieję się Wam podobał ;)
To chyba na tyle, nie chcę się rozpisywać, bo wiem, że przynudzam xD Tak więc do następnego rozdziału (data pojawi się w ramce po prawej).
Tak więc do napisania, trzymajcie się <33 xx