wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 22

                John nie spodziewał się tego zobaczyć, kiedy chciał sprawdzić, kto właśnie podjechał pod jego dom. Stał tam czarny Range Rower. Niby nic dziwnego, gdyby nie fakt, że przed nim Ivy całowała się z Harrym. Tak, całowała się. I okej, to przecież normalna sprawa. W tej chwili robi to pewnie połowa nastolatków na świecie. Tyle, że… to jego córeczka. Jego mała córeczka, dla której chciał jak najlepiej i nie był pewny, czy Styles będzie w stanie się nią należycie zaopiekować. To jest muzyk, John dokładnie wiedział, jacy oni są. Nie chciał popadać w stereotypy, ale taka była prawda. Kiedy jest się w najpopularniejszym zespole na świecie, nie myśli się logicznie. Kiedy koncertują, zewsząd otaczają go przecież młode dziewczyny, nie trudno zatracić się w jednej z nich, z nadzieją, że nikt się nie dowie, kiedy zrobi coś nietaktownego. A tak może się stać. To oczywiste. Nie chciał, żeby Ivy była nieszczęśliwa. Już dużo złego wyrządził, w ogóle nie pojawiając się w jej życiu. Chciał to teraz naprawić. Chciał być najlepszym ojcem, jakim kiedykolwiek mógłby być. Bo ona zasługiwała na najlepsze. Niestety nie miała w życiu zbyt wielkiego szczęścia. Wychowywała się bez ojca, pomimo tego, że John starał się wysyłać im jak najwięcej pieniędzy, to ciągle im ich brakowało. Dodatkowo jeszcze teraz śmierć Jamie. To był dla niej jak nóż w plecy. Dobrze, że Harry tu był… No właśnie. A co jeśli ten chłopak naprawdę może jej pomóc, a John niepotrzebnie osądza go przez pryzmat większości? W sumie jest miły, a przede wszystkim traktuje Ivy jak należy. Może warto dać mu szanse? Mężczyzna postanowił tak zrobić.
Trzask zamykanych drzwi wyrwał go z rozmyślań. Do domu weszła Ivy. Na jej twarzy gościł wielki uśmiech, nawet jej oczy się śmiały. Momentalnie w jego sercu zrobiło się ciepło. Była taka piękna, kiedy się uśmiechała. Tak bardzo przypominała swoją matkę. Czasami aż za bardzo.
  -Jak tam? – zapytał.
  -Dobrze. Bardzo. – odpowiedziała, starając się nie wkładać w to zbyt wielu emocji.
  -Cieszę się.
Brązowowłosa spojrzała na niego badawczo.
  -Przyznaj się, że podglądałeś!
  -Co? Ja? Nie… ja… - próbował się wytłumaczyć, ale wychodziło mi to raczej nieudolnie.
  -Och, już dobrze. Nie jestem aż tak bardzo zła. Na przyszłość, kiedy następnym razem będziesz chciał sobie popatrzeć, zgaś światło w pokoju. – powiedziała dziewczyna rzeczowo, po czym uśmiechnęła się. – Wiem, że może to nieprzyzwoite mówić to w tym okresie, ale… jestem naprawdę szczęśliwa. Czy mam prawo? Przecież…
Nawet nie zdążyła dokończyć, a już wtrącił się John.
  -Oczywiście, że masz prawo. Każdy je ma. To, że ostatnio nie jest zbyt ciekawie, nie oznacza, że masz się tym zadręczać do końca życia. Jamie na pewno nie chciałaby, żebyś tak robiła. Pamiętaj, że zależało jej przede wszystkim na twoim szczęściu. A skoro tak jest, ona również jest szczęśliwa. – mężczyzna uśmiechnął się.
  -Tak sądzisz? – zapytała.
  -Jasne, że tak.
Ivy podeszła do niego i przytuliła się.
Tak bardzo cieszyła się z tego, że jednak nie jest sama, że ma kogoś, na kim może bezwarunkowo polegać i kto wesprze ją w nie wiadomo jak trudnych dla niej chwilach. To naprawdę bardzo dużo dla niej znaczyło.
  -Wiesz, bardzo cieszę się twoim szczęściem, ale sądzę, że… powinnaś powiedzieć Harry’emu o pewnych sprawach. O tobie.
Kiedy John to wypowiedział, dziewczyna momentalnie oderwała się od niego.
  -O czym ty mówisz? – zapytała.
  -Wiesz, o czym.
Wiedziała. Wiedziała i to aż za dobrze. Jednak nie chciała teraz o tym rozmawiać. Była szczęśliwa, ten dzień był cudowny i nie chciała niszczyć go tą rozmową. Jednak chyba nie miała wyjścia.
  -Nie powiem. Nie mogę. Nie jestem… - motała się.
  -Co nie jesteś? Ivy, kocham cię, ale teraz zachowujesz się jak głupie dziecko. – powiedział dobitnie mężczyzna, czym sprawił, że Collins miała wrażenie, jakby dostała mentalnego kopa w brzuch. Od razu poczuła, że jej policzki czerwienieją.
  -Co?! Jak dziecko?! Naprawdę?! Cóż, muszę cię uświadomić, że jestem już dorosła, a ty chyba przegapiłeś okres, kiedy mogłeś mi rozkazywać. Zakochałam się, czy to coś złego?! – wybuchła. Sama nie wiedziała jak to się stało, po prostu nie chciała dopuścić do tego, aby zrobić to, o czym mówił John. Nie mogła tak po prostu wszystkiego zniszczyć. Nie była na to gotowa.
  -To skoro jesteś dorosła, to zachowuj się jak na dorosłą przystało.
  -Co masz na myśli? – Ivy przełknęła ślinę.
  -Powiedz mu, zanim będzie za późno.
  -Ale ja… ja… - dziewczyna zaczęła się jąkać.
  -Powiedz, tak będzie lepiej.
*
Mijała kolejne ulice Londynu, zmierzając donikąd. Pomimo, że było już strasznie późno, a mrok ogarnął całe miasto, nie bała się. Było to w sumie coś nowego, bo z reguły w takich sytuacjach szybko przebiegła by do miejsca, do którego ma się udać, szczęśliwa z tego, że jest już bezpieczna i nic jej nie grozi. Ale nie dziś, nie teraz. Musiała przemyśleć parę spraw, a najłatwiej jej było myśleć z dala od Johna, przypominającego jej stale, że zachowuje się jak dziecko. Ale w sumie, choć ciężko jej było to przyznać, to była to prawda. Tak się zachowywała. Jak nieodpowiedzialne, małe dziecko, któremu zależy tylko i wyłącznie na swoim własnym interesie. Ale co miała zrobić? Powiedzieć Harry’emu? A co jeśli to by wszystko zniszczyło? Wtedy nie miałaby już nic. On na pewno nie chciałby dłużej utrzymywać z nią kontaktu. Była tego pewna. A był jej potrzebny. Nie sądziła, by mogła dłużej funkcjonować bez niego przy jej boku. Niby banalne, ale to prawda. Przez tak krótki czas stali się dla siebie czymś więcej niż tylko dwójką przyjaciół. Miała wrażenie, że byli zagubionymi duszami, które w końcu, po latach szukania, odnalazły siebie i już nigdy nie miały istnieć bez tej drugiej części.
Zaczęło padać. Ivy przeklęła w duchu za te uroki brytyjskiej pogody. Zaczęła biec, chcąc znaleźć się jak najszybciej w domu. Ale tak się nie stało. Sama nie wiedziała jak do tego doszło, ale jej nogi doprowadziły ją na cmentarz, na którym leżała jej matka. Już chciała zawrócić, ale w ostatniej chwili pomyślała, że to w sumie nie najgorszy pomysł. Mama zawsze dawała jej pomocne rady, dlaczego nie miałoby być tak teraz? Wierzyła, że ta wizyta w jakiś sposób zrobi jej dobrze.
Nadusiła na dużą, masywną klamkę od bramy. Ta skrzypnęła niebezpiecznie, jakby miała się zaraz zawalić, jednak tak się nie stało. Brązowowłosa weszła i skierowała się w miejsce, w którym znajdował się grób jej mamy. Cały czas padało, ale teraz nie miało to już znaczenia. Miała wyższy cel, więc nie zwracała uwagi na szczegóły.
Kiedy stanęła przed tabliczką z zapisanym imieniem i nazwiskiem jej mamy, szybko się pomodliła. Następnie usiadła na małej ławeczce, która stała obok.
  -Proszę, powiedz mi, co zrobić. Ja wiem, że muszę mu kiedyś powiedzieć, ale… nie chcę teraz. Nie chcę tego niszczyć. To za szybko. A co, jeśli on odejdzie? Mógłby odejść, miałby do tego idealny pretekst. Bo przecież kto by zechciał kogoś takiego… Ale jeśli mu nie powiem, a on dowie się tego, ale nie ode mnie, również może odejść. Pewnie stwierdzi, że nie warto, jeśli nie mówimy sobie wszystkiego. To wszystko jest jak błędne koło. Proszę, powiedz, co mam zrobić. Daj mi jakiś znak. – wyszeptała, jednak nic szczególnego się nie stało. Cały czas padało, a wiatr wiał tak samo mocno, jak wcześniej. Nic poza tym.
 Ivy westchnęła głośno i już chciała wracać do domu, kiedy coś ją zatrzymało.
  -Słuchaj głosu swojego serca. – powiedział jakiś kobiecy głos z nią.
Dziewczyna momentalnie się obróciła. Jednak nikogo tam nie było.
Pomimo tego, że powinna się teraz wystraszyć, nawet nie drgnęła. Coś w środku mówiło jej, że nic złego jej nie grozi.
  -Postaram się. – odpowiedziała cichutko Ivy.

~~***~~
Tak, to ja, postanowiłam kontynuować :)
A więc na wstępnie przepraszam za krótki rozdział, po prostu wyszłam już trochę z wprawy, kolejny będzie dłuższy (obiecuję!). Po prostu chciałam dodać w Wigilię ;)
A jeśli już mowa o Wigilii i świętach, to życzę Wam, abyście spędzili ten czas z rodziną, przyjaciółmi i wszystkimi tymi, których kochacie, żebyście odpoczęli trochę od szkoły (bo chyba wszystkim nam już dała porządnie w kość), żebyście poczuli tą magię świąt i cieszyli się swoimi prezentami. Żebyście najlepiej jak tylko się da spędzili sylwestra. Żebyście w przyszłym roku spełnili wszystkie marzenia, te większe jak i te mniejsze, żebyście byli szczęśliwi i osiągnęli wszystko to, na czym Wam zależy. Kocham Was, skarby ! <3




2 komentarze:

  1. Dziękuje niebiosom za tan rozdział. Już tak dawno utraciłam nadzieje a tu BUM ! JEST !!!! Tak bardzo się cieszę .Dawaj szybko następny ! I zapraszam do mnie na bloga PRZETRWANIE.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy ty sobie kochanie zartujesz? W takim mommencie skonczyc? Ja Ci chyab tego nie wybacze i masz mi tutaj natychmiast pisac kolejny rozdzial bo ja czekam co takiego Ivy ma powiedziec Harremu .
    A po za tym to fajnie że wróciłaś tęskniłam za Twoim opowidaniem :)

    OdpowiedzUsuń