piątek, 21 lutego 2014

Rozdział 24

 -Um, jasne. – odpowiedziała szatynka cicho i momentalnie zerwała się z łóżka, kierując się schodami na dół do kuchni.
John spojrzał na Harry’ego.
  -Coś się stało? – zapytał chłopaka. Tak naprawdę sądził, że tak właśnie było. Przecież ta dwójka kiedykolwiek by się na nich nie spojrzało, uśmiechała się i cieszyła życiem. A teraz, kiedy mężczyzna wszedł do jej pokoju, wyglądała na przygnębioną. John musiał się dowiedzieć, dlaczego. Inaczej cały czas by o tym myślał.
  -Nie… bynajmniej ja o niczym nie wiem. – odparł chłopak. Nie powiedział mu, że przerwał im w momencie, kiedy Ivy chciała coś powiedzieć. Była możliwość, że dziewczyna nie chciała, żeby John dowiedział się o tym, o czym on miał się przed chwilą dowiedzieć.
  -W porządku. – odparł mężczyzna niepewnie. Nie był do końca przekonany co do tego, co powiedział Harry, ale sądził, że gdyby bardziej dopytywał, pogorszyłby sprawę. Przecież gdyby coś faktycznie się działo, to dowiedziałby się o tym jako pierwszy, prawda? Nie było potrzeby zamartwiania się takimi szczegółami. Pewnie Ivy była po prostu zmęczona.
Chwilę później w pokoju pojawiła się również dziewczyna.
  -Wszystko ustawiłam, za jakieś piętnaście minut będzie gotowe. – powiedziała, co John zatwierdził tylko kiwnięciem głowy. Następnie wyszedł z pomieszczenia, zostawiając ich samych.
Harry poklepał miejsce obok siebie, więc Ivy tam usiadła. Wziął jej obie ręce w swoje i spojrzał jej w oczy.
  -Kochanie, wszystko w porządku? Powiedz to, co miałaś powiedzieć. – odparł delikatnie i ścisnął jej dłonie.
Jak jeszcze pięć minut temu dziewczyna miała odwagę, żeby wyjawić mu swój sekret, tak teraz poczuła, że nie jest to odpowiedni moment. Za wcześnie. Zdecydowanie za wcześnie. Nie była jeszcze gotowa.
  -Nie, już jest okej. – uśmiechnęła się delikatnie, żeby przykryć zdenerwowanie. – w sumie to nawet nie było takie ważne.
  -Na pewno? Wiesz przecież, że mi możesz wszystko powiedzieć.
  -Na pewno. – zapewniła, następnie nachyliła się do niego i złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Momentalnie poczuła się dobrze. Tak, jakby była we właściwym miejscu o właściwym czasie.
Chwilę później odsunęła od niego swoją głowę i po prostu wtuliła się w jego ramiona. Nie chciała teraz o niczym rozmawiać. Pragnęła poleżeć w ciszy, nie przejmując się niczym. Po prostu leżeć razem z Harrym. Nie potrzebowała niczego, kiedy miała jego. On był jej wszystkim.
Kiedy leżeli w błogiej ciszy, zadzwonił telefon. Chłopak z początku nie chciał odbierać, twierdząc, że pewnie znowu dzwoni Simon, ale Ivy poprosiła go, żeby to zrobił. Kiedy wyciągnął komórkę z kieszeni, a na wyświetlaczu widniało imię jego najlepszego przyjaciela, uśmiechnął się szeroko.
  -Mógłbyś mi z łaski swojej powiedzieć, gdzie jesteś? Stoimy pod twoim domem już od jakiegoś czasu. Pytałem Anne, ale usłyszałem tylko, że nie ma pojęcia.
  -Również miło cię słyszeć, Louis. – odparł Harry.
  -Tak, tak… To… gdzie jesteś? – wypytywał zaciekawiony.
  -U Ivy… Ale zaraz, co wy robicie pod moim domem?! Przecież trasa właśnie trwa.
  -Tak, ale Londyn też należy do tej trasy. A z racji tego, że przyjechaliśmy trochę wcześniej i koncert mamy dopiero jutro, to stwierdziliśmy, że cię odwiedzimy. – powiedział podekscytowany. – Więc nie wiem, jak to zrobisz, ale za dwadzieścia minut cię widzę! To do zobaczenia! – rozłączył się, zanim Harry zdążył powiedzieć chociażby słowo.
Westchnął głośno.
Jasne, chciał zobaczyć przyjaciół, ale nie mógł teraz zostawić Ivy. Niedawno przyjechał. Miał tylko jedno wyjście.
  -Chciałabyś poznać chłopaków z zespołu? – zapytał z uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna podniosła głowę i również się uśmiechnęła.
  -Jasne, czemu nie. – odparła.
       *
Przejazd do domu Harry’ego nie zajął im dużo. Zaskakująco mało samochodów krążyło teraz ulicami, więc nie minął nawet wyznaczony przez Louisa czas, a znaleźli się pod bramą wjazdową do domu Stylesa. Ivy cały czas wypytywała go, co będzie, jak chłopcy jej nie polubią. Harry uważał, że to niemożliwe, bo była tak kochaną osobą, ale sam fakt, że ona tak się denerwowała powodował uśmiech na jego twarzy. Collins po prostu chciała wypaść jak najlepiej przed jego przyjaciółmi. Ale on wiedział, że dziewczyna nie ma się czym przejmować. Na pewno wyjdzie idealnie.
 Podjechali po sam dom, momentalnie pod samochód podbiegła czwórka z zespołu. Na ich twarzach malowało się podekscytowanie. Kiedy Harry i Ivy wysiedli z auta, reszta nieco się zdziwiła na przyjazd dziewczyny. Jednak zaskoczenie nie trwało długo. Już sekundę później każdy z nich podszedł do niej i przywitał się, mówiąc przy tym swoje imię. Prawdę mówiąc to nie musieli tego robić, bo chcąc nie chcąc, Collins znała ich imiona z telewizji czy młodzieżowych czasopism. Ale teraz byli tu prywatnie, nie służbowo, więc pewnie nie było to dla nich nic dziwnego.
  -Harry mówił, że jesteś ładna, ale nie sądziłem, że aż tak. – powiedział Louis, na co Ivy się zaśmiała.
  -Tomlinson, zwolnij. Pamiętaj, jesteś z Eleanor. – odparł w żartach Liam.
  -Co dzieje się w domu Styles’ów, zostaje w domu Styles’ów. - Louis poruszył brwiami. – Dobra, już nic nie mówię, bo zaraz zostanę ofiarą morderstwa popełnionego przez Harry’ego. – powiedział skruszony, wszyscy się zaśmiali.
  -To co, może chodźcie do ogrodu? – zaproponował Styles.
Cała szóstka ruszyła w wyznaczone miejsce. Kiedy już się tam znaleźli, pozajmowali poszczególne miejsca na hamakach czy leżakach.
  -Jak tam trasa? – zapytał Harry. Bardzo go to ciekawiło.
  -Genialnie jest! – wykrzyknął Niall. – chyba jeszcze nigdy nie jadłem tyle dobrego jedzenia. Człowieku, żebyś ty wiedział jakie dobre rzeczy mają we Włoszech! A ta ich pizza! Kocham ten kraj, naprawdę!
  -Pytałem o fanów i koncerty, ale twoje informacje są również bardzo, bardzo przydatne. – powiedział Styles z uśmiechem.
  -Słyszeliśmy, że Simon do ciebie dzwonił. – zaczął Zayn.
  -Tak, szczerze powiedziawszy ta rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych. – westchnął Harry na wspomnienie dzisiejszego ranka.
  -O co mu tak dokładniej chodziło? Bo nam powiedział, że jesteś uparty i że sodówka uderzyła ci już do głowy. Oczywiście w to nie wierzymy, ale chcielibyśmy wiedzieć o co poszło, skoro wyjechał z takimi zarzutami.
  -Głównie to miał pretensje o to, że wychodzę z domu. Rozumiecie to? Cała rozmowa opierała się na tym, że nie powinienem tego robić, bo nie tak ustaliliśmy. Okej, wiem, że trzeba coś wymyślić, żeby nie mówić fanom i wszystkim innym prawdy, ale do cholery za kogo on się uważa, żeby mówić mi z kim i gdzie nie mogę wychodzić!
  -Co masz na myśli mówiąc z kim? – zapytał Niall.
  -Stwierdził, że nie powinienem wychodzić z Ivy. Ale to już zamknięty temat, nawet nie przemknęło mi to przez myśl, żeby podporządkować się do tej prośby.
Collins momentalnie posmutniała. Czy to tak naprawdę wygląda? Czy ktoś jest zły o to, że spędza czas z Harrym? Może powinni przestać się spotykać na jakiś czas? Dla dobra jego kariery.
Chłopak chyba zauważył, że dziewczyna zmarkotniała trochę po jego słowach, więc chwycił ją za rękę i ścisnął ją, chcąc dać jej znak, że jest przy niej. Zawsze tak robił.
  -Nie ma mowy, Ivy. – szepnął cicho. Tak, aby tylko ona mogła usłyszeć. Chyba podejrzewał, o czym myślała. Na jego słowa uśmiechnęła się delikatnie.
  -Odbija mu, bo staje się najbardziej krytykowaną osobą w Wielkiej Brytanii. Chce, żeby każdy mu się podporządkowywał, nie przyjmuje do wiadomości, że ktoś może się mu kiedyś sprzeciwić. Na twoim miejscu nie przejmowałbym się tym zbytnio. Simon jak to Simon, obrazi się na trochę, ale potem już jest w porządku. – powiedział Louis
  -Wiesz, nie sądzę, żeby tym razem również było tak łatwo. – westchnął Harry.
  -Dlaczego niby?
  -Powiedziałem mu, że nie mam zamiaru przedłużać kontraktu.
  -CO? – zapytał Tomlinson, robiąc przysłowiowego „karpia”.
 Harry przygryzł wargę.
Dopiero teraz zorientował się, że mógł tego nie mówić. Niepotrzebnie martwił tylko kumpli z zespołu. Jednak kto inni jak nie oni zrozumie go w tej sytuacji?
  -Tak. Nie wiem, czemu to powiedziałem. To pierwsze przyszło mi na myśl. Nie wiem, co tak naprawdę zrobię. Nie myślę o tym. Po prostu nie jestem stuprocentowo pewny tego, co będzie za dwa miesiące. – odparł Styles. Reszta One Direction popatrzyła po sobie.
  -Szanujemy każdą twoją decyzję, Harry. Wiesz o tym. Ale proszę cię, pomyśl o tym jeszcze, w porządku? – poprosił Liam.
  -Jasne.
Przez chwilę panowała cisza. Nikt się nie odzywał. Jednak nie była to niezręczna cisza. Po prostu tak było im w tej chwili wygodnie. Odpoczywali.
 Po jakimś czasie odezwał się Zayn.
  -Wiesz, ostatnio coraz częściej rozmawiamy o tym, co będziemy robić kiedy skończy się pierwsza część trasy. Będzie już listopad, nie za fajna pogoda tu, w Londynie. Jednak myśleliśmy o tym, żeby wszyscy razem pojechać na Bahamy. Ivy też będzie mogła jechać, bo bierzemy Perrie i Eleanor. Będzie fajnie! Co ty na to? – zapytał.
Harry nie zastanawiał się za długo. To był genialny pomysł! Mogli wtedy spędzić trochę czasu razem, a Ivy będzie mogła poznać dziewczyny.
  -Jasne! – wykrzyknął. – Ivy, zgadzasz się?
Zwrócił się do Collins. Zauważył, że jest wpatrzona w jakiś punkt w oddali a po jej policzku spływała łza. Bardzo go to zszokowało, przecież nie stało się nic, co mogłoby ją urazić.
  -Hej, kochanie. Co jest? Powiedziałem coś nie tak? – zapytał z troską w głosie.
Dziewczyna dopiero teraz spojrzała na niego.
  -Wszystko jest nie tak. – wyszeptała i zerwała się z hamaka, na którym obaj siedzieli. Pobiegła gdzieś w stronę bramy wejściowej.
Harry długo się nie zastanawiał. Musiał dowiedzieć się, co się stało. Przecież Ivy nie płakała tak bez powodu. Ruszył biegiem w jej stronę. Dogonił ją tuż przed bramą wjazdową.
Chwycił ją za rękę i szarpnął, żeby odwrócić ją w jego stronę. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
  -Co się stało? Błagam, powiedz mi. Chodzi o to, że nie chcesz jechać? Jeśli tak, to powiedz, nic nie szkodzi. Zostaniemy w domu, jeśli tylko chcesz. Ale powiedz. Po prostu powiedz.
  -Nie chodzi o to, że nie chcę jechać. – szepnęła. – Ja nie będę mogła jechać.
  -Jak to nie będziesz mogła? Chodzi o pieniądze? Spokojnie, ja funduję ten wyjazd. – powiedział szybko.
  -Nie, nie chodzi o to. Ja… Harry, ja jestem chora.
  -Spokojnie, ten wyjazd jest za prawie cztery miesiące, żadna choroba nie trwa tak długo, zdążysz się wyleczyć. – uśmiechnął się do niej.
  -Nie, Harry, nie rozumiesz. Jestem chora. – zaakcentowała każde słowo.
I wtedy to do niego dotarło.
  -Ale…
  -Zostały mi dwa miesiące życia.

5 komentarzy:

  1. omg, jak mogłaś skończyć w takim momencie! Czekam na następny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Żartujesz sobie tak? Jak to chora? W ogóle dlaczego w takim momencie? Mam nadzieję że Cie wena nie opuści i szybko sie dowiem o co chodzi ? Mam nadzieję że sie uda wyleczyć Ivy !

    OdpowiedzUsuń
  3. czekam na kolejną część !!

    OdpowiedzUsuń
  4. O kurwa hahaahahahhaahahaaa to chyba najtraafniejsze co teraz czuje

    OdpowiedzUsuń